czwartek, 15 września 2016

Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu - Anna McPartlin

Zerkam niespokojnie na widownię. Czy znajdę dość sił, by opowiedzieć ludziom o moim synu?
Jeremy był dobrym, wrażliwym chłopcem, kochałam go tak, jak potrafią tylko matki. Mam poczucie winy, bo daleko mi do ideału. Za długo tkwiłam w związku z jego ojcem-katem, który terroryzował mnie przez lata. Nie zawsze ogarniałam rzeczywistość, czasami przytłaczała mnie proza życia. Nie było mi łatwo pracować na dwa etaty, opiekować się chorą matką, która przestała być sobą, i znosić zmienne nastroje nastoletniej córki. Ból po stracie syna nigdy nie zelżeje, ale wciąż mam dla kogo żyć. Co cię nie zabije, to cię wzmocni… 
Mój syn umarł 1 stycznia 1995 roku. Minęło dwadzieścia lat, a ja stoję przed grupą obcych ludzi, by im o nim opowiedzieć. 
Głęboki wdech. Zaczynajmy,

Czy ktoś już może miał przyjemność czytania historii Mai Hayes w "Ostatnich dniach królika"? Jeśli tak, to pewnie ucieszy go fakt, że wydano u nas kolejną książkę tej autorki, podobno równie przejmującą i wzruszającą! Mnie to zachęciło.

Tak prawdę powiedziawszy spodziewałam się nieco innej historii. Sądziłam, że Anna McPartlin skupi się na tym, co Masie, matka Jeremiego i główna bohaterka, czuła już po utracie syna i jak sobie z tym wszystkim radziła. Zamiast tego dostałam jednak historię matki, której dziecko zaginęło i to własnie wokół tych kilku dni niepewności koncentruje się autorka, kiedy prawda jest niejasna, a umysł nie do końca rejestruje rzeczywistość. I jeszcze nie jestem pewna, czy uznać to za pozytywny krok. "Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu" ma w sobie cząstkę tragedii i smutku, ale wpleciono kilka tajemniczych elementów i zagadek, coś romantycznego, a nawet w pewnym sensie pocieszającego. Także niczego tu nie zabraknie. 

Anna McPartlin zastosowała narracje trzecioosobową, gdzie ja osobiście preferuję pierwszoosobową, ale w tym wypadku była to konieczność. Wydarzenia opisane są z punktu widzenia kilku bohaterów, dzięki czemu lepiej ich poznajemy i widzimy, jak każdy z nich radzi sobie z nieszczęściem, jakie ich spotkało. Są to naprawdę wspaniałe i dobrze wykreowane postacie, realne i autentyczne, nietuzinkowe i ciekawe, które warto lepiej poznać i zrozumieć. Niecodziennie się z takimi spotyka w literaturze, a tu otrzymujemy taka okazję i warto ją wykorzystać.

"Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu" porusza wiele tematów, jest nimi wręcz naszpikowana. Począwszy od przemocy domowej doznawanej nie tylko ze strony męża, przez nietolerancję, homoseksualizm, brak akceptacji ze strony społeczeństwa oraz problem demencji starczej, a zakończywszy na poszukiwaniu własnej wartości, radzenie sobie z tragedią i otrzymywaniu szansy od życia. I choć jest tego trochę, w trakcie czytania nie odczuwa się, by była to pozycja ciężka czy przytłaczająca. 

"Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu" to pozycja, o dziwo, lekka i przyjemna, która z pewnością spodoba się czytelniczkom Anny McPartlin. Z pewnością odnajdą się tu osoby ceniące realizm historii, a także jej emocjonalny ładunek. 

2 komentarze:

  1. Bardziej ciągnie mnie do Ostatnich dni królika... :D Aczkolwiek tę pozycję może też kiedyś przeczytam ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. To bardzo trudne - poruszyć masę istotnych i trudnych tematów, a jednocześnie przedstawić je w lekkiej formie. McPartlin udał się ten zabieg, co bardzo mnie cieszy. :)

    OdpowiedzUsuń