środa, 24 sierpnia 2016

Zabójcza sprawiedliwość - Ann Leckie

W odległej przyszłości znaczną częścią zamieszkanego kosmosu rządzi Imperium Radch, gdzie władzę absolutną sprawuje Anaander Mianaai, jedna osoba w tysiącach ciał, wszechobecna i niemal wszechwiedząca. Najsprawniejsi jeńcy wzięci do niewoli na podbitych planetach zostają zamienieni w serwitory - pozbawieni własnej osobowości, stanowią przedłużenie sztucznych inteligencji dowodzących okrętami wojennymi. 
Głowna bohaterka, serwitor Breq, wyrusza na poszukiwanie pewnej borni. Broni, która jest zakazana, a jej posiadanie niesie ze sobą śmierć. 


Ann Leckie wprowadza wiele ciekawych i intrygujących pomysłów, za co nalezą sie jej brawa, ale wydaje mi się, że nie potrafiła przedstawić ich w prosty sposób, co na wstępie może odstraszyć niejedną osobę. "Zabójcza sprawiedliwość" jest mocno zagmatwana, przynajmniej na początku, od połowy robi się już nieco bardziej przejrzyście, z czasem ten chaos sam zaczyna się układać i przyzwyczajamy się do niego. Ciężko pojąć, jak to jest z brakiem odmienności płciowej u Radchaai, bo oni zwyczajnie nie zwracają na to uwagi, wszyscy są rozpoznawani w formie żeńskiej, co nie raz okaże się mylącym tropem, zważywszy, że zorientujemy się, że mowa jest o mężczyźnie. Dobrze też jest czytać w skupieniu, ponieważ można się pogubić w postaciach, głownie chodzi tu o serwitory, miejscach i chronologii wydarzeń, co zaowocuje kolejnymi zawiłościami i będzie trzeba się wracać, by nie pogubić się zupełnie i mieć jako takie rozeznanie o tym, co czytamy i co jest na rzeczy.

Po nieco opornym wstępie, przy którym nieraz miałam ochotę odłożyć książkę, przyszedł czas na rozwinięcie akcji, tyle że mam pewne "ale". Blurb z tyłu, głównie drugi akapit, zdradził trochę zbyt wiele i niestety posypało się kilka elementów zaskoczenia. I to, co mogłoby być potencjalnie dobrą zagadką, do połowy tej historii było tylko rozwiniętym opisem. Dlatego jeśli ktoś ma okazję odmówienia sobie przyjemności czytania tyłu okładki, niech to zrobi. Cała historia jest podzielona na fragmenty teraźniejsze i te, które są retrospekcjami z przeszłości. Fajnie się to wszystko zazębia o siebie, do tego są intrygi, wątki polityczne, zagadki, jednak mimo to nie wciągnęłam się w tę książkę tak bardzo, jak miałam nadzieję.

"Zabójcza sprawiedliwość" jest dobrą pozycją pod względem zobrazowania wyobraźni autorki, pokazania jak wielki tkwi tutaj potencjał. Tylko że zrobiono to w nieco oporny sposób, co na starcie zniechęci wiele osób. Ja osobiście poczekam na kontynuację, bo dopiero wtedy dostanę pełniejszy obraz tego, na jakim poziomie stoi Ann Leckie.

1 komentarz:

  1. Nie czuję się dobrze w takiej tematyce, więc nie sięgnę :)
    Pozdrawiam serdecznie!

    napolceiwsercu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń