poniedziałek, 11 maja 2015

Ostatni pociąg do Babylon - Charlee Fam

Aubrey Glass ma całą kolekcję listów pożegnalnych. Nie żeby była przekonana do popełnienia samobójstwa. Jeszcze nie. Pisze je na wszelki wypadek, wiedząc, że pewnego dnia czarny humor i Jack Daniels mogą nie wystarczyć, by utrzymać je na powierzchni.

Gdy okazuje się, że Rachel, niegdyś   najlepsza przyjaciółka Aubrey, przekuwa zamiary w czyn i kończy ze sobą, dziewczyna nie wie, czy powinna ją opłakiwać, czy raczej gorzko się śmiać. Nie wie również czy odsłuchać wiadomość, którą Rachel nagrała na jej poczcie głosowej kilka dni przed śmiercią.

Przygodę z Aubrey rozpoczynamy, gdy budzi się ona w szpitalu niedługo po pogrzebie swojej byłej przyjaciółki. Nie wiadomo jednak, co się stało. Właściwie nie wiadomo nic, jest tu jedna wielka niewiadoma. I myślę, że tutaj tkwi największy atut. Charlee Fam potrafi utrzymać napięcie i wzbudzić ciekawość, każe zastanowić się nad motywami głównej bohaterki, zmusza nas do spekulacji i domysłów. Sądzę, że właśnie dlatego tak ciężko było mi się oderwać, bo trzeba przyznać, że całość potrafi nieźle wciągnąć.

 Co ciekawe, w „Ostatnim pociągu do Babylon” akcja została podzielona na dwie części. Mamy rozdziały mające miejsce w teraźniejszości przeplatane naprzemiennie przez rozdziały  opisujące przeszłość Aubrey, tak więc wszystko toczy się stosunkowo jednostajnie i gładko, kompletując powoli elementy w spójną układankę. Charlee Fam używa przy tym dosyć wulgarnego języka, czego nie da się nie zauważyć.

O samej bohaterce ciężko mi napisać cokolwiek.  Na pewno nie jest to typowa postać. Od razu wspomnę, że Aubrey to kobieta - ma ponad dwadzieścia lat i bagaż doświadczeń, jest świadoma swoich problemów i dręczącej przeszłości, ale wszystkie uczucia topi w alkoholu. To osoba bardzo wyrazista, szczera do bólu, nie boi się powiedzieć tego, co myśli, a jednak trudno było mi ją polubić. Miała w sobie  coś, co kazało mi pozostać nieco zdystansowaną i neutralną.

„Ostatni pociąg do Babylon” to historia nader pesymistyczna. Niemal wszystko przedstawia w czarnych kolorach, tworząc bardzo brutalny i okrutny  świat, miejscami podchodzący pod sztuczny i surrealistyczny. Mamy tu wszystko, przed czym przestrzega się młodzież w dzisiejszych czasach, począwszy od alkoholu, przez seks, na narkotykach skończywszy… jednym słowem, demoralizacja pełną parą. 

Na koniec może wspomnę jeszcze, że opis ma się nieco nijako do całej historii. Same listy są wspomniane zaledwie kilka razy,  zupełnie pominięto ich kwestie, podobnie zresztą jak wspomniana wcześniej wiadomość od Rachel, która została zepchnięta na boczny tor. A szkoda, bo te wątki można by ciekawie rozwinąć, a w tym przypadku się zmarnowały. 

„Ostatni pociąg do Babylon” zapada w pamięć i nie mogę się z tym nie zgodzić - tragiczna, dołująca, pozostawia po sobie dziwny posmak. Z pewnością da do myślenia, jednak nie pod każdym względem. Szczerze powiedziawszy, spodziewałam się lepszego i większego efektu, ale zadowolę się tym, co mam. 

7/10

3 komentarze:

  1. Jakoś nie przekonuje mnie ta książka, by po nią sięgnąć w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli będziesz miała możliwość to przeczytaj, nawet z czystej ciekawości :)
      ale nic na siłę

      Usuń
  2. Nie jestem pewna, czy mam chęć na taką pesymistyczną opowieść :)

    OdpowiedzUsuń