wtorek, 5 września 2017

Pułapka uczuć - Colleen Hoover

Layken skończyła niedawno osiemnaście lat. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej niespodziewanie straciła ojca. Wraz z kochającą matką i młodszym bratem postanawiają zostawić za sobą przeszłość w Teksasie, by rozpocząć nowe życie w Michigan. Sprzedają dom, pakują rodzinne pamiątki i wyruszają na północ. Każde z nich z innymi obawami i planami na dalszą przyszłość. Zarówno Lake, jak i Kel nie chcą porzucać szkoły, przyjaciół, wspomnień związanych z ulubionymi miejscami. Boją się tego, co ich czeka prawie dwa tysiące kilometrów od domu. Prawdziwego domu. Julia też się martwi. Mimo to stara się dodać otuchy swoim dzieciom i wesprzeć ich w najtrudniejszych chwilach.
Po przyjeździe na miejsce okazuje się, że już pierwszy kontakt z sąsiedztwem z naprzeciwka zwiastuje poważne zmiany w rodzinnych relacjach. A to dopiero początek niezwykle emocjonalnej, momentami przezabawnej historii losów dwóch rodzin Cohen i Cooperów, w której nikt nie zdaje sobie sprawy, jak ich członkowie staną się sobie bliscy w obliczu śmiertelnej choroby i codziennych problemów.

Tę książkę miałam na swojej półce już od jakiegoś czasu, jakoś mnie do niej szczególnie nie ciągnęło, choć czytałam "Maybe someday", które stało się jedną z moich perełek. Colleen Hoover napisała już tyle powieści i każda z nich zjednuje sobie rzesze czytelników, więc czemu tyle zwlekałam z "Pułapką uczuć"? To chyba było moje wewnętrzne przeczucie.


Historia zaczyna się teoretycznie z przytupem, czyli wyolbrzymioną miłością, która pojawiła się po niecałym tygodniu i już odcisnęła ogromne piętno na naszych bohaterach. Nie lubię przesady, a uczucie pomiędzy Lake i Willem właśnie takie jest - mocno przesadzone. W ogóle nie poczułam tego, co pomiędzy nimi się rodziło, jedynie o tym czytałam i wnioskowałam. Później oczywiście pojawiają się kolejne dramaty, na jaw wychodzą skrywane tajemnice, czyli robi się bardziej dramatycznie. Jednak przez namnożenie się tylu wątków autorce trudniej się na nich skupić, jak dla mnie jest tego za dużo i Colleen Hoover za bardzo tu miesza, na siłę wciskając problemy. Pewnie ma to na celu wzbudzenie emocji, ale w moim przypadku to się w ogóle nie udało. Wzbudziło tylko moją niechęć.

Ratunkiem mogliby być bohaterowie. Mogliby, ale nie są. Nie są to złe postacie, ale mnie osobiście irytowały. Layken, gdy tylko pojawiają się problemy, zamiast stawić im czoło po prostu ucieka, płacze, znów ucieka i znów płacze. Spodziewałam się po niej trochę dojrzałości, niestety nic z tego. Była nierozsądna i pochopnie podejmowała decyzje. Jej relacje z Willem były zbyt zmienne, polegały głównie na ciągłych kłótniach, zbliżaniu się, by zaraz zrobić dwa kroki w tył. Sam Will na oczątku wzbudził moją sympatię, ale później jego niezdecydowanie mnie denerwowało.

Jednak trzeba przyznać, że "Pułapkę uczuć" czyta się lekko i szybko. No i oczywiście ogromny plus za Slam i poezję, które mnie urzekły i miały w sobie to coś. Autorka ładnie ukazała relacje łączące rodzinę, no i postać mamy Layken przemówiła do mnie w szczególny sposób.

Jak dla mnie historia Layken i Willa nie jest niczym zaskakującym, niczym zachwycającym, emocjonującym czy chwytającym za serce. Ot, taka sobie opowiastka, nie do końca dopracowana i z kilkoma niedociągnięciami. Do mnie w ogóle nie przemówiła i tej przygody kontynuować już nie będę.

6 komentarzy:

  1. Z upływem lat jestem coraz bardziej wymagająca jeżeli chodzi o dzieła literackie jak i filmowe czy też ogólnie pojmowaną sztukę i wydaje mi się, że podczas czytania powyższej książki byłabym bardzo zawiedziona, a po jej przeczytaniu mocno nie usatysfakcjonowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w ciągu tych kilku lat tak podwyższyłam poprzeczkę, jeśli chodzi o poziom, że coraz częściej widzę, jak bardzo moje oceny są rozbieżne, podczas gdy kiedyś wszystkie miły w miarę podobny poziom. Co więcej, dziś muszę czytać opinie od tych najniżej ocenianych, bo często to właśnie z nich mogę się dowiedzieć, czy warto po coś sięgnąć, czy raczej muszę sobie odpuścić, bo mi się nie spodoba :(

      Usuń
  2. Takie książki, w których życie bohaterów utrudniane jest zbyt przesadnie i tylko aby namieszać wcale do mnie nie przemawiają.
    Pozdrawiam,
    Subiektywne Recenzje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już przeczytałam tyle o pokrzywdzonych przez los bohaterach, że zaczynam doceniać tych zwyczajnych :) Poza tym uważam, że jeśli coś ma być napisane dobrze, nie musi być pisane "na siłę" i nie trzeba wciskać wszystkiego, co tylko nam przyjdzie do głowy.

      Usuń
  3. Anonimowy22:37:00

    Książkę czytałam dawno temu, jednak dzięki lekturze Twojej recenzji co nie co sobie przypomniałam i stwierdzić muszę, że moje odczucia względem niej były bardzo podobne do Twoich. Również bardzo spodobało mi się "Maybe someday", więc sięgnęłam i po "Pułapkę uczuć" mając nadzieję, że i tu autorka mnie zaskoczy, jednak niestety. Książka, jak piszesz - przyjemna, acz w ostatecznym rozrachunku dość słaba...

    Pozdrawiam, dziewczyna z książkami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz zaczynam się zastanawiać, czy Maybe Someday faktycznie było tak dobre jak pamiętam, czy po prostu wtedy miałam mniejsze wymagania wobec ksiazek i być może w pewien sposób ją wyidealizowalam ;-;

      Usuń