wtorek, 8 sierpnia 2017

Dziewczyna z Brooklynu - Guillaume Musso

Raphaël jest wziętym pisarzem. Od kilku miesięcy spotyka się z Anną, która pracuje jako stażystka na pogotowiu w paryskim szpitalu, gdzie oboje się poznali. Podczas romantycznej podróży na Lazurowe Wybrzeże Raphaël, którego męczy tajemniczość Anny, przypiera ją do muru pytaniami o jej przeszłość. Po burzliwej kłótni dziewczyna opuszcza ukochanego i wraca do Paryża. Raphaël jedzie za nią. Na miejscu okazuje się, że dziewczyna znikła. Raphaël wraz z najbliższym przyjacielem, emerytowanym inspektorem policji, zaczyna jej szukać. Poszukiwania okazują się dużo bardziej skomplikowane, niż obaj początkowo myśleli. W wyniku prywatnego dochodzenia wychodzi na jaw, że Anna nie jest wcale tą osobą, za którą się podawała. Kobieta znalazła się w wielkim niebezpieczeństwie z powodu swojego udziału w nierozwiązanej sprawie sprzed dziesięciu lat.

O tym autorze słyszała chyba znaczna część czytelników, dlatego ucieszyłam się, mając nareszcie okazję zobaczyć, co takiego reprezentuje Musso, że zjednuje sobie tyle osób. I przyznam teraz szczerze, nadal nie do końca rozumiem ten fenomen.
Wydarzenia "Dziewczyny z Brooklynu" rozgrywają się w ciągu trzech dni. I wydawać by się mogło, że to za mało, aby zmieścić tu wystarczająco dużo akcji, ale nie możecie się bardziej mylić. Guillaume Musso  wpycha tu jak najwięcej informacji, wydarzeń i zwrotów w fabule. Jest tego tak wiele, ze miejscami czułam przesyt, zaś innym razem niektóre akapity zwyczajnie przeskakiwałam, bo niczego nie wnosiły, a czasem wręcz nudziły. Zupełnie jakby autor nie potrafił zdecydować, o których informacjach warto wspomnieć, a które przemilczeć i usunąć. Niemniej jednak historia Anny i Raphaëla wciąga i ciężko się od niej oderwać, ciągle towarzyszy nam poczucie, żeby dowiedzieć się, co tak właściwie się stało, jaki to ma ze sobą związek. I w taki oto sposób nim się obejrzymy, a dobrniemy już do końca.

Ale wiecie, jaki miałam tu problem? Akcja, fakt, jest płynna, ale dzieję się tak, poniewaz bohaterowie wręcz ekspresowo rozwiązują zagadki. Gdy jakaś się pojawia, zaraz zostaje rozwiązana, wtedy pojawia się następna i schemat się powtarza. Co więcej, jest tu trochę za dużo przypadków i zbiegów okoliczności mających na celu zespoić ze sobą wątki i tajemnice, przez co "Dziewczyna z Brooklynu" staje się nieco wymuszona.

Już na samym początku zauważyłam, że autor lubi wyolbrzymiać zachowanie bohaterów, zbyt dramatyzować, jeśli chodzi o ich reakcje, przez co wychodzi z tego coś nienaturalnego. Widać to w postępowaniu Raphaël dowiadującego się o sekrecie Anny czy w niektórych działaniach Marca, przyjaciela głównego bohatera. Ogólnie rzecz biorąc, nie są to źle nakreślone postacie, jednak w ich kreacji znajduje się kilka rys, które mogą, acz nie muszą, przeszkadzać potencjalnemu czytelnikowi.

Tak na dobrą sprawę, to "Dziewczyna z Brooklynu" jest historią pełną akcji i miejscami być może zaskakującą, jednak jednocześnie niezbyt zobowiązującą, z rodzaju tych lżejszych i mało wymagających. Lekkie czytadełko, gdzie główne skrzypce gra historia i to na niej skupia się autor.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz