wtorek, 8 listopada 2016

Gamedec. Granica rzeczywistości - Marcin Przybyłek

Koniec XXII wieku. Ludzie żyją w miastach-klatkach oddzielonych od agresywnego ekosystemu barierami ABB. Światem rządzą korporacje, choć zwykły obywatel tego nie zauważa. Wielu spędza czas w światach sensorycznych – grach dających wrażenie pełnego uczestnictwa. Gdzie przebywają ludzie, pojawiają się kłopoty. A gdy kłopoty dotyczą sieci, potrzebny jest nie policjant, ale gamedec – detektyw od gier. Taki jak Torkil Aymore z Warsaw City. Niestety gamedeców jest coraz więcej, a dobre zlecenia są na miarę złota.

Z chęcią sięgnęłam po tę książkę. Nie dość, że polski autor, to jeszcze opis zapowiadał coś naprawdę fantastycznego. A że jest to wznowienie serii, która już wcześniej zyskała sobie przychylność czytelników, to mogło być tylko lepiej.

I na początku faktycznie widać, że będzie to coś innego. Autor rysuje przed nami przyszłość w Warsaw City. Ludzie wyparli życie rzeczywiste na rzecz tego wirtualnego - idealnego świata, gdzie mogą robić, co tylko zechcą. Spotkanie z ukochanym na niebiańskiej plaży nie jest problemem, zabawa w polowanie na niebezpieczne zwierzęta to dobry sposób na sprawdzenie swoich możliwości, a żeby podnieśc poziom adrenaliny wystarczy tylko znaleźć nawiedzony dom. Nic trudnego. Tak wygląda codziennośc w XXII wieku. Tylko że czasami granica pomiędzy tymi dwoma światami się zaciera i nie wiadomo, co jest jawą a co tylko grą. A to tylko namiastka tego, co "Gamedec" jest w stanie zaoferować. Czym dalej się brnie, tym więcej możliwości roztacza przed nami ta książka. Wielkie korporacje, intrygi, kłamstwa, hakerzy i manipulacje, tu znajdzie się wszystkiego po trochu.

A teraz może o sposobie, w jaki Marcin Przybyłek ubiera swoje dzieło. "Gamedec" jest czymś na kształt zbioru opowiadań, luźno powiązanych ze sobą przygód i pojedynczych zleceń z życia Torkila Aymora. Nie ma tu określonej osi fabuły, wokół której mogłyby się kręcić wydarzenia, choć niektóre decyzje i fakty z poprzednich rozdziałów mają swoje skutki w kolejnych i dane nam jest zobaczyć ich kontynuacje. Znajduje się tu około dwunastu historii, ale każda z nich jest na swój sposób oryginalna i wnosi coś nowego, tak by nie znużyć czytelnika i nie powielać pewnych schematów. Marcin Przybyłek stara się o jak najlepszą stronę techniczną, wplatając jak najwięcej szczegółów i sposoby funkcjonowania przedmiotów używanych w przyszłości. Dobrze sobie to przemyślał i rozrysował, ale mam wrażenie, że ucierpieli na tym bohaterowie. Mimo że są oryginalni, to jednak brakło mi w nich głębi, autor powinien postarać się o ich lepsze przedstawienie, szczególnie jeśli chodzi o głównego bohatera.

Niezwykle miło spędziłam czas z "Gamedec" i jestem zadowolona z tego, co otrzymałam. Nie sadziłam, że mamy w naszej literaturze coś tak dobrego, przy czym można się dobrze bawić. Już nie moge się doczekać, aż sięgnę po kolejny tom przygód Torkila Aymora.

1 komentarz:

  1. Pierwszy raz słyszę o tej książce i o autorze. Zaskoczyłaś mnie, że to Polak, bo brzmi całkiem obiecująco

    Pozdrawiam
    To Read Or Not To Read

    OdpowiedzUsuń