Maggie ma siedemnaście lat. Pół roku temu jej świat zniknął. Dosłownie. Straciła wzrok w skutek zapalenia opon mózgowych. W jednej chwili cały jej świat się wali, traci przyjaciół, a piłkarskie marzenia legły w gruzach. Ale pewnego dnia jej szarą monotonię coś zmienia, a właściwie ktoś. Dziesięcioletni Ben. Tylko w jego towarzystwie Maggie może znów poczuć się dawną sobą, tylko przy nim może odzyskać choć namiastkę wzroku. Przyjaźń z nim i uczucie do jego starszego brata Masona uczą ją żyć na nowo i widzieć rzeczy i ludzi, jakimi naprawdę są.
"Coś mojego" zwróciło moją uwagę swoją zapowiedzią. Niewiele jest książek, które opowiadają historię osoby niewidomej i to jeszcze z jej perspektywy, toteż zastanawiałam się, co może z tego wyjść. Wiedziałam, że albo będzie to sukces albo wielki zawód. Do samego końca byłam dobrej myśli i chyba się opłaciło.
Przyznam, że nie spodziewałam się być aż tak pozytywnie zaskoczona. Na początku "Coś mojego" wydawało się niezobowiązującą pozycją z buntowniczą bohaterką. Można by rzec, typowa młodzieżówka, która zachęca swoim opisem, ale nie oferuje nic szczególnego, takie swoiste lanie wody. Jednak nie w tym przypadku, ponieważ w miarę rozwoju opowieść zyskuje głębie i zmusza do przemyślenia wielu kwestii. To niezwykle refleksyjna książka przekazana w bardzo prosty sposób.
Marci Lyn Curtis stworzyła wspaniałych bohaterów, całkowicie różnych pod względem osobowości, jakże barwnych i sympatycznych tworzących wyjątkowe tło. Maggie poznajemy jako buntowniczkę, sarkastyczną i pełną poczucia humoru, zmagającą się z nową rzeczywistością. Według mnie to jedna z lepszych postaci, jakie miałam okazje poznać w ogóle. Nie chodzi tylko o jej zabawne komentarze, miała w sobie pewną autentyczność i szczerość, a do tego silną osobowość. Uwielbiałam patrzeć na jej wewnętrzną przemianę, to jak dorastała do pewnych spraw, jak z czasem zmieniał się jej światopogląd, a jej spostrzeżenia stawały się dojrzalsze. Z kolei Ben to wulkan pozytywnej energii, który rozświetlał każdą stronę swoją obecnością i wprost nie można nie pokochać tego dzieciaka, podobnie jak Clarissa. Mason z kolei to typ chłopaka zyskującego przy bliższym poznaniu, troszczący się przede wszystkim o dobro najbliższych.
Autorka przy rozpoczęciu stawia na dużą dawkę humoru i świetnie jej to wyszło. Przez dłuższy okres nie mogłam zmyć z twarzy głupawego uśmieszku, jaki mi towarzyszył podczas czytania. Jednak w miarę postępu atmosfera staje się coraz bardziej stonowana, poważniejsza, by móc skupić się na trudniejszych problemach, choć w tyle nadal czuć wesołą atmosferę. Marci Lyn Curtis umiejętnie przechodzi do kolejnych tematów, dawkuje je tak, by czytelnik nie czuł się przytłoczony, a jednocześnie dogłębnie przetrawił i przemyślał każdy z nich.
"Coś mojego" ma typowo młodzieżowy język, miejscami trochę nienaturalnie, mimo to nie przeszkadza on w odbiorze. Historia jest bardzo prosta i nie dzieje się w niej wiele, lecz potrafi wciągnąć i z trudem można się oderwać. Poza tym niezwykle spodobały mi się relacje Maggie z poszczególnymi osobami, a także sposób, w jaki ukazano jej zmiany. To naprawdę przyjemna opowieść, która rozgrzewa serca, pozwala uronić łzy, sprawić, że nie raz się zaśmiejemy, a przede wszystkim ukazuje tak trudne tematy w sposób nieskomplikowany, acz niebywale inteligentny.
"Coś mojego" to to nie tylko wspaniały debiut. Pozwala przejrzeć na oczy i uświadamia, że czasem, żeby zobaczyć to, co naprawdę ważne, musimy otworzyć się na zupełnie nowy sposób patrzenia. To ciepła, nastrajająca historia, która wciągnie i już nie puści. Jestem pewna, że każdy znajdzie tu coś dla siebie bez względu na wiek.
"Coś mojego" zwróciło moją uwagę swoją zapowiedzią. Niewiele jest książek, które opowiadają historię osoby niewidomej i to jeszcze z jej perspektywy, toteż zastanawiałam się, co może z tego wyjść. Wiedziałam, że albo będzie to sukces albo wielki zawód. Do samego końca byłam dobrej myśli i chyba się opłaciło.
Przyznam, że nie spodziewałam się być aż tak pozytywnie zaskoczona. Na początku "Coś mojego" wydawało się niezobowiązującą pozycją z buntowniczą bohaterką. Można by rzec, typowa młodzieżówka, która zachęca swoim opisem, ale nie oferuje nic szczególnego, takie swoiste lanie wody. Jednak nie w tym przypadku, ponieważ w miarę rozwoju opowieść zyskuje głębie i zmusza do przemyślenia wielu kwestii. To niezwykle refleksyjna książka przekazana w bardzo prosty sposób.
Marci Lyn Curtis stworzyła wspaniałych bohaterów, całkowicie różnych pod względem osobowości, jakże barwnych i sympatycznych tworzących wyjątkowe tło. Maggie poznajemy jako buntowniczkę, sarkastyczną i pełną poczucia humoru, zmagającą się z nową rzeczywistością. Według mnie to jedna z lepszych postaci, jakie miałam okazje poznać w ogóle. Nie chodzi tylko o jej zabawne komentarze, miała w sobie pewną autentyczność i szczerość, a do tego silną osobowość. Uwielbiałam patrzeć na jej wewnętrzną przemianę, to jak dorastała do pewnych spraw, jak z czasem zmieniał się jej światopogląd, a jej spostrzeżenia stawały się dojrzalsze. Z kolei Ben to wulkan pozytywnej energii, który rozświetlał każdą stronę swoją obecnością i wprost nie można nie pokochać tego dzieciaka, podobnie jak Clarissa. Mason z kolei to typ chłopaka zyskującego przy bliższym poznaniu, troszczący się przede wszystkim o dobro najbliższych.
Autorka przy rozpoczęciu stawia na dużą dawkę humoru i świetnie jej to wyszło. Przez dłuższy okres nie mogłam zmyć z twarzy głupawego uśmieszku, jaki mi towarzyszył podczas czytania. Jednak w miarę postępu atmosfera staje się coraz bardziej stonowana, poważniejsza, by móc skupić się na trudniejszych problemach, choć w tyle nadal czuć wesołą atmosferę. Marci Lyn Curtis umiejętnie przechodzi do kolejnych tematów, dawkuje je tak, by czytelnik nie czuł się przytłoczony, a jednocześnie dogłębnie przetrawił i przemyślał każdy z nich.
"Coś mojego" ma typowo młodzieżowy język, miejscami trochę nienaturalnie, mimo to nie przeszkadza on w odbiorze. Historia jest bardzo prosta i nie dzieje się w niej wiele, lecz potrafi wciągnąć i z trudem można się oderwać. Poza tym niezwykle spodobały mi się relacje Maggie z poszczególnymi osobami, a także sposób, w jaki ukazano jej zmiany. To naprawdę przyjemna opowieść, która rozgrzewa serca, pozwala uronić łzy, sprawić, że nie raz się zaśmiejemy, a przede wszystkim ukazuje tak trudne tematy w sposób nieskomplikowany, acz niebywale inteligentny.
"Coś mojego" to to nie tylko wspaniały debiut. Pozwala przejrzeć na oczy i uświadamia, że czasem, żeby zobaczyć to, co naprawdę ważne, musimy otworzyć się na zupełnie nowy sposób patrzenia. To ciepła, nastrajająca historia, która wciągnie i już nie puści. Jestem pewna, że każdy znajdzie tu coś dla siebie bez względu na wiek.
wydaje się idealną pozycją dla mnie, lubie takie książki, dzięki za recencję :)
OdpowiedzUsuńHistoria opowiedziana z perspektywy osoby niewidomej może być naprawdę ciekawa. Myślę, że ta książka trafi w mój gust ;)
OdpowiedzUsuńAleja Czytelnika
W sumie to całkiem zachęcająco brzmi. Ostatnio brakuje mi sarkastycznych postaci, przeczytałabym coś z humorem :) poza tym uwielbiam takie historie! Czytałam książkę o podobnej tematyce, "Niewidomą", ale wypadła dosyć słabo i jestem ciekawa porównania z "Coś mojego". Dzięki za recenzję :)
OdpowiedzUsuńBoję się historii o niewidomych, nie lubię ich czytać, choć z drugiej strony jestem ciekawa, jak to jest. ;-; Bo... cóż, z moim wzrokiem jest coraz gorzej i jeszcze trochę i ja też stanę się niewidoma i po prostu boję się takich książek. :( Więc ze względu na ten drobny szczegół ja podziękuję. :(
OdpowiedzUsuń